Wigilia św. Andrzeja Apostoła przypadająca na 29 listopada od wieków była czasem wróżb miłosnych ze względu na fakt, że św. Andrzej jest patronem małżeństw, orędownikiem zakochanych, wspomagającym w sprawach matrymonialnych i wypraszaniu potomstwa. Pierwsze wzmianki źródłowe o tym zwyczaju pochodzą z 1557 r. z przekazów Marcina Bielskiego, który wspomina o nim w sztuce teatralnej pt. „Komedyja Justyna i Konstancyjej”.
Magii i wróżbiarstwu na pewno sprzyjał fakt, że dzień św. Andrzeja przypada na przełomie starego i nowego roku liturgicznego i obrzędowego. Wróżby szybko zyskały popularność, a pomysłowość dziewcząt bywała niewyczerpana. Ciekawy ich opis pozostawił Zygmunt Gloger w „Roku polskim”:
„W listopadzie wróżyli sobie młodzieńcy w wigilię św. Katarzyny, a dziewczęta — w wigilię św. Andrzeja. Później, przy stole wigilijnym bawili się wróżbami zarówno kawalerowie, jak i dziewczęta, a w przeddzień Nowego Roku i św. Jana Chrzciciela — głównie dziewczęta. Dlaczego obrano właśnie takie dni na wróżby? Otóż każda przepowiednia doroczna musi stać w związku z początkiem jakiejś doby rocznej. Do takich właśnie chwil należy: początek Adwentu — jako rozpoczęcie nowego roku kościelnego, wigilia Bożego Narodzenia i Nowy Rok — jako początek roku w erze chrześcijańskiej i kalendarzowej, czy wreszcie wigilia św. Jana — następująca zaraz po przesileniu dnia z nocą, które w pojęciach pierwotnych kończyło i rozpoczynało rok słoneczny. (…). Jeżeli dziewczyna w wigilię św. Andrzeja własną ręką przyniesie drewna i roznieci ogień, przyrządzi też wieczerzę z trzech dań z jarzyn, nakryje na dwie osoby, tak żeby nikt nie dotknął się niczego, i wyszedłszy na środek zawoła: „W imię Ojca, Syna i Ducha św., proszę ciebie na wieczerzę. Amen”, to wierzono, że wtedy ukaże się postać przyszłego męża, który obejdzie trzykrotnie dokoła stołu i zniknie. Trzeba jednak, aby nikt nie był tego świadkiem, i żeby na stole nie leżał nóż, ani żadne ostre narzędzie, bo może przebić nim czarodziejkę”.
Przede wszystkim jednak dziewczęta modliły się gorliwie do św. Andrzeja w wigilię jego święta i starały się różnymi sposobami uchylić rąbka tajemnicy: poznać imię przyszłego męża, jego wygląd, zawód, charakter oraz swoje szanse na odwzajemnioną miłość i małżeństwo. Wielką wagę przywiązywano również do snów, bo wierzono, że narzeczony może się pojawić we śnie. Śląsk nie był wolny od tych praktyk. Krótką wzmiankę o wróżbach andrzejkowych popełnił w XIII w. cyster Rudolf z klasztoru w Rudach Raciborskich: „Poza tym chcąc znać przyszłość jak Bóg, zważając na sny, wierząc w znaki, robią horoskopy z ognia, leją gorący ołów, aby zbadać losy ludzi”. W 1865 r. wrocławski badacz J. M. Fritz napisał:
„Wieczór 30 listopada św. Andrzejowi poświęcony nastręcza także sposobność do rozmaitej zabawy. Leją wtedy ołów, w łyżce blaszanej roztopiony, do wody, a z figur formujących się wróżą sobie przyszłość. Dziewuchy rzucają w tył trzewik, który jeżeli po spadnięciu na ziemię końcem, a nie napiętkiem obrócony jest ku drzwiom, przepowiada im zamążpójście w ciągu roku. Takimże sposobem ciskają ostrużyny z jabłek i z ich zakrętów starają się zgadnąć głoskę początkową imienia przyszłego męża. Zadanie to nie takie trudne, jak na pierwszy rzut oka się zdaje, bo dziewucha zwykle doskonale już zna chłopca o nią ubiegającego się”.
Na podstawie: J. Pośpiech, Zwyczaje i obrzędy doroczne na Śląsku, Opole 1987 i B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.