W Cisku pan Krystian wiklinę w rękach wygina. Siłuje się z nią i przekomarza lecz w końcu ona mu się poddaje i dzięki jego sprawnym dłoniom staje się pięknym koszem, który będzie stał w jakimś gospodarstwie domowym i służył przez lata. Pan Krystian pracy ma sporo bo i zamówień coraz więcej. A to duży kosz dla pewnej pani z Ciska, która chce swój plastikowy kosz na pranie zastąpić tym z zielonej wikliny, a to kosze dla grzybiarzy, czy mniejsze prezentowe.
W Cisku widać, że po woli wraca moda na ekologiczne kosze z polskiej wikliny. Kilku czynnych plecionkarzy ma co robić. Wiklinę im dostarcza pan Alojzy Ketzler – animator i właściciel prywatnego Muzeum Wsi Joannitów w Cisku, który skupia wokół siebie lokalnych plecionkarzy i obecnie walczy o nowe tereny w okolicy pod plantację wikliny. Pan Alojzy Ketzler – nagrodzony w tym roku m.in. za podtrzymywanie tradycji plecionkarskich w Cisku – towarzysząc plecionkarzom na warsztatach opowiada historię tej tradycji, która odegrała w lokalnej kulturze niezwykle istotną rolę.
W Cisku i okolicznych miejscowościach plecionkarstwo od dawna wykorzystywane było jako źródło stałego dochodu lub do podreperowania domowego budżetu.
– ”Popularność wyplatania koszy w tej okolicy najpewniej wynika z dostępności oraz łatwości pozyskiwania wikliny, która obficie porastała brzegi rzeki Odry. Ta sama rzeka wylewała, niszcząc materialny dorobek wielu mieszkańców, a umiejętność wytwarzania koszy, pozwalała poszkodowanym gospodarstwom przetrwać ciężkie chwile powodzi i odbudować utracony majątek. Historyczne fotografie po 1945 r. dokumentują, że w niemal każdym gospodarstwie w okolicach Ciska wyplatano koszyki. Plecionkarstwo było również zajęciem dla jeńców wojennych podczas wojny, a po jej zakończeniu dawało utrzymanie dla byłych żołnierzy, inwalidów wojennych oraz powracających jeńców z radzieckich obozów jenieckich. Wiele osób, które nie posługiwały się biegle językiem polskim na ziemiach śląskich, odnalazło się w zawodzie „koszykarza”. Osobną grupę wytwórców wiklinowych koszy tworzyły osoby, które ze względu na braki w edukacji nie znalazły zatrudnienia (rodziny wielodzietne oraz rzemieślnicy w trakcie sezonowego przestoju)”
– opowiada pan Alojzy Ketzler, który w swoim prywatnym muzeum ma sporą kolekcję koszy wiklinowych.
Z opowiadać pana Ketzlera, a także z literatury przedmiotu można dowiedzieć się, że niewielkie prywatne zarejestrowane zakłady plecionkarskie tworzyły tradycyjnie kosze z wikliny nieokorowanej,
pozyskiwanej ze skromnych okolicznych hodowli na niewielkich plantacjach lub materiałów rosnących naturalnie.
– „Obok prywatnych zakładów istniały także spółdzielnie plecionkarskie, wytwarzające w odróżnieniu od małych manufaktur, kosze z wikliny korowanej, która była pozyskiwana z plantacji poza regionalnych. Niestety od lat 90. XX wieku, poprzez rozpowszechnianie wyrobów ze znacznie tańszego, ale szkodliwego dla środowiska tworzywa syntetycznego, tradycja plecionkarska straciła na znaczeniu – wyplatanie przestało być umiejętnością masową, powszechnie znaną”
– twierdzi pan Alojzy, który szczerze boleje nad tym faktem. Sam robi co może. Wraz z najbliższą rodziną od kilku lat prowadzi warsztaty plecionkarskie, w celu zachowania tych umiejętności, które przez stulecia utrzymywało tak wiele gospodarstw domowych w regionie.
– „Miejscowości takie jak: Cisek, Landzmierz, Biadaczów, Roszowicki Las, czy Przewóz, wraz z rodzinami: Czechowskich, Góreckich, Gorusów, Grütnerów, Grünerów, Dambtzów, Langrów, Knopów, Liszków, Klingbergów, Krokerów, Jasiulków, Pordzików, Prokszów, Nieużyłów, Strąciwilków, Wycisków i wielu innych nie wymienionych wyżej stanowią historyczne świadectwo tradycji plecionkarskich w okolicy Ciska”
– stwierdza pan Alojzy Ketzler, który do plecionkarstwa próbuje przekonać władze gminy i lokalne organizacje pozarządowe. I ma szczerą nadzieję, że wpis tej tradycji na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego naprawdę coś w tej kwestii zmieni.
Fot. Alojzy Ketzler