Był walijskim dziennikarzem, pisarzem, żołnierzem, a przede wszystkim poszukiwaczem przygód i badaczem Afryki. Imię i nazwisko przyjął na cześć swojego mentora, którego poznał na emigracji w USA. Był bożyszczem kobiet, które chłonęły jego relacje z wypraw drukowane i przedrukowywane w większości liczących się ówcześnie tytułów gazet.
W popularnym polskim piśmie dla kobiet „Bluszcz” z 1890 r. (nr 3, rocznik 26), czytamy:
„Osobistością, budzącą obecnie największe może zajęcie europejskiego ogółu jest śmiały podróżnik afrykański, zdobywca w imię oświaty i cywilizacji europejskiej niezmierzonych obszarów Afryki środkowej, Henryk Stanley, inaczej Jan Rowland, Walijczyk z urodzenia”.
Henry Morton Stanley był osobą przedsiębiorczą, stanowczą i niezwykle odważną. Potrafił być też brutalny, a nawet okrutny – zarówno wobec towarzyszy podróży, jak i mieszkańców badanych obszarów. W dużym stopniu przyczynił się do powstania belgijskiej kolonii w Kongo. Te cechy charakteru w pewien sposób tłumaczą jego doświadczenia życiowe. Henry Morton Stanley, właściwie John Rowlands urodził się 28 stycznia 1841 r. w Denbigh w Walii. Był nieślubnym dzieckiem Elizabeth Parry, która go porzuciła. Wychował go dziadek ze strony matki, Moses Parry – rzeźnik żyjący w trudnych warunkach. Troszczył się o chłopca lecz zmarł, kiedy John miał pięć lat. Rowlands przez krótki czas przebywał z rodzinami kuzynów i siostrzenic, ale ostatecznie został wysłany do sierocińca w Saint-Asaph”. Gdy był nastolatkiem wyemigrował do USA. W Nowym Orleanie poznał i zaprzyjaźnił się z Henrykiem Hope Stanleyem, bogatym kupcem. Potem przyjął jego imię i nazwisko. Imał się różnych zajęć. Walczył w wojnie secesyjnej, pływał na statkach handlowych, służył w marynarce wojennej…
W „Bluszczu” z 1889 r. (nr 3, rocznik 26), tak to opisano:
„Udawało mu się potem już wciąż: nie tylko nie zginął, ale wypłynął na wierzch. Po pewnym czasie dostał się do kantoru bogatego przemysłowca Stanley’a, w którym znalazł opiekuna, przybranego ojca; ten użyczył mu swego nazwiska, zamyślał dać i cały, a ogromny majątek, lecz śmierć, która go zaskoczyła bez testamentu, udaremniła ten zamiar i sierota znowu został zostawiony siłom swoim.
Ale nie zabrakło mu ich. Radził sobie jak mógł i poradził tak, że nie przepadł. W 1861 r. gdy wybuchła wojna Południa z Północą, wszedł do wojska Konfederatów; w bitwie pod Pittsburgiem, w kwietniu 1862 r., został wzięty do niewoli, że zaś Północni uznali Konfederatów za zdrajców, rozstrzeliwali więc jeńców; on przecież ocalał – uciekł i zbieg tropiony przeżył wieloaktowy dramat, w którym nędza, głód, nieustanna trwoga o życie, grały rolę okrutną, aż istnienie takie stało się w końcu niewytrzymalnem. Postawił je też na kartę w grze z losem: zaciągnął się śmiało do marynarki Federalnych i tam, wszedłszy na prostego majtka, tak prędko wybił się na wierzch, że w 1863 r. kapitan okrętu uczynił go swoim sekretarzem. W bitwie morskiej, zaszłej wkrótce, zdobywa sobie Stanley stopień oficera i w 1865 przybywa na wody tureckie okrętem swoim, który pełnił tam służbę krzyżownika i prosi wtedy o urlop (…)”.
Ostatecznie Henry Stanley został dziennikarzem i korespondentem „New York Herald”. W owym czasie, jak podaje „Bluszcz”,
„(…) reporter amerykański musiał być podróżnikiem i Stanley dlatego obrał sobie ten zawód. Stany Zjednoczone dokonywały właśnie zagłady resztek Indian niepodległych: tępiono czerwonoskórego człowieka, dziedzica tej ziemi, i dramat to były – dramata okrutne i bezbożne, mordy Kainowe i Stanley rozwinął taką siłę i dramatyczność w opisach, taką poezyą i malowniczość w obrazowaniu natury pierwotnej, której szukał samotnie w głębi nieubitych jeszcze szlaków cywilizacyi, że talent jego pisarski zyskał sobie od razu rozgłos i sławę (…)”.
W 1867 r. gazeta wysłała go do Etiopii, skąd relacjonował przebieg wojny brytyjsko-etiopskiej. W 1871 r. wyjechał na poszukiwanie zaginionego badacza Afryki, doktora Davida Livingstone’a do Zanzibaru. Odnalazł go niedaleko Kigomy nad jeziorem Tanganika. Po powrocie do Anglii, w połowie 1872 r. Stanley wydał książkę „Jak znalazłem Livingstone’a”. Po dwóch latach, we wrześniu 1874 r. Henry powrócił do Afryki. Szukał źródeł Nilu. Jego ekspedycja, finansowana przez dwie duże gazety, angielską „The Daily Telegraph” i amerykańską „New York Herald” składała się z 365 ludzi. Miał do dyspozycji m.in. składaną łódź żaglową i duże środki finansowe. Po dotarciu do Jeziora Wiktorii opłynął je, odnalazł rzekę Kagerę, następnie odkrył Jezioro Edwarda, opłynął jezioro Tanganika i dotarł do Lualaby, ustalając, że stanowi ona górny bieg Konga, następnie dotarł przez Góry Błękitne do Jeziora Alberta. Podczas badań w latach 1887-1889 odkrył masyw górski Ruwenzori (od 1980 roku zwany Rwenzori), a następnie kierując się na wschód, dotarł do wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Jego odkrycia zainteresowały belgijskiego króla Belgii, Leopolda II Koburga, który w Kongo stworzył swoją prywatną kolonię – Wolne Państwo Kongo, z którego eksploatowano kauczuk i kość słoniową. Z rozkazu króla prowadzono w Kongo grabieżczą politykę gospodarczą, a także bezwzględnie rozprawiano się z miejscową ludnością, czyniąc zeń niewolników. Ostatecznie w Kongo doszło do ludobójstwa – najmniej poznanego w dziejach świata. Okres ten opisują świetne książki Marka Twaina „Monolog króla Leopolda” i Josepha Conrada „Jądro ciemności”, które po raz pierwszy opublikowano w odcinkach w 1899 r.
Henry Stanley wracał jeszcze do Afryki kilkukrotnie. W 1892 r. został renaturalizowany na obywatela brytyjskiego. Zasiadał w brytyjskim parlamencie, a w 1899 r. nadano mu tytuł szlachecki i ordery. Zmarł 10 maja 1904 r. w Londynie.
Literatura:
Henryk Stanley cz.1, „Bluszcz” 1889, nr. 3, s. 17-19.
Henryk Stanley cz. 2.,„Bluszcz” 1889, nr. 4, s. 26-19.
Henryk Stanley cz. 3.,„Bluszcz” 1889, nr. 5, s. 35-36.
https://encyklopedia.biolog.pl/index.php?haslo=Henry_Morton_Stanley
https://www.bbc.co.uk/history/historic_figures/stanley_sir_henry_morton.shtml
https://www.britannica.com/biography/Henry-Morton-Stanley
https://biography.wales/article/s-STAN-MOR-1841
Polecamy:
https://historia.dorzeczy.pl/224605/henry-morton-stanley-wielki-odkrywca-czy-despota.html