Jako to z tym babskim combrem było?

Według jednej z hipotez, zwyczaj ten pochodzi z Krakowa, gdzie przekupki urządzały na Rynku zabawę z pijatyką i tańcami. Kobiety wybierały pośród siebie tzw. marszałkinię, organizowały pochód, na czele którego wleczono na powrozie bałwana słomianego (symbolizującego mężczyznę), zwanego combrem, na którego rzucały się podczas zabawy i rozrywały na kawałki. Ścigały również mężczyzn, którzy złapani musieli się wykupić datkami, a Ci przystojni – buziakami.

Comber w Krakowie urządzany był do 1846 r., kiedy to władze austriackie zabroniły jego obchodów. Historyczka i pisarka Maria Ziółkowska tak pisała o babskim combrze:

„Nazwa ta wygląda wprawdzie na pozycję z jadłospisu ludożercy, ale z  żadnym combrem, czyli soczystym kawałem mięsa nadającego się znakomicie na pieczeń, nie ma nic wspólnego. Chyba tylko tyle, ile dzisiejsze spotkanie towarzyskie, zwane obłudnie „herbatką”, z herbatą na nim podawaną. „Comber” albo „babski comber” to zabawa ludowa, organizowana w tłusty czwartek na Rynku w Krakowie przez miejscowe przekupki, baby do tańca i do różańca – hulanka połączona z biesiadą i włóczeniem na powrozie słomianego bałwana.

Mówią że ta wesoła zabawa powstała na pamiątkę nagłej śmierci bajecznego burmistrza krakowskiego przedmieścia Piasek, niejakiego Combra. Comber ów, arogant podchmielony władzą, nie tylko lekceważył ludzi, co ujawniał między innymi targaniem ich za włosy, ale dręczył ich najrozmaitszymi złośliwymi zarządzeniami, a szczególnie zajadły był na przekupki, baby nie w ciemię bite i pyskate. Kiedy pewnego roku w tłusty czwartek niespodziewanie padł trupem przy suto zastawionym stole, one pierwsze uczciły to huczną zabawą na rynku”.

Warto dodać, na co zwróciła już uwagę dr Barbara Ogrodowska, że opowieść o wójcie Combrze dorobiono na początku XIX wieku, a w opowieściach XVI i XVII-wiecznych owa postać nie występuje.

Ale wróćmy do genezy. Jest też bowiem inna hipoteza mówiąca o tym, że zwyczaj ten trafił do Polski w wiekach średnich za sprawą osadników niemieckich i pochodzi od słowa Schemper (maska) lub zampern (biegać w masce). Zygmunt Gloger w swojej „Encyklopedii Staropolskiej” z 1900 r. wspomina o zabawie nazywanej cumber lub cumper organizowanej przez wiejskie dziewczyny w okolicach Poznania. Podaje też, że zwyczaj ten istniał również u Łużyczan. Zwraca również uwagę na niemieckie słowo Zampern, pochodzące od serbołużyckiego camprowanje. Współcześni badacze niemieccy idą z interpretacją właśnie w tym kierunku. Camprowanje, oznaczające wypraszanie datków i campo, czyli „ten, który łazi”, do dziś są słowami powtarzającymi się w łużyckim karnawale.

Generalnie kobiety od wieków średnich były bardzo aktywne w karnawale. Świadczy o tym chociażby dawna ikonografia – ze znanym i słynnym obrazem Bruegla Walka karnawału z postem z 1559 roku na czele. Jak można sądzić, był to dla tego wielkiego artysty tak ciekawy i bieżący temat, że postanowił uwiecznić go na płótnie.

Na Śląsku, babski comber popularny był już w średniowieczu. Zwykle odbywał się w tłusty czwartek, który był pierwszym dniem ostatniego tygodnia karnawału. Był to tydzień specjalny. Okres ten zwany był zapustami  lub mięsopustami (z tego powodu, iż z racji postu mięso przestawało – w teorii – gościć na stołach). Wcześniej i tak dni pełne zabaw, kuligów i in. (kończące się nieraz bijatykami, zwykle pijatykami i rozbitymi łbami „panów braci”) przybierały jeszcze na sile. Wszystkie powinny się generalnie skończyć w Środę Popielcową (zwaną w XVIII w. Wstępną).

Były też przypadki, o czym pisał pochodzący z Olesna Józef Lompa, że babski comber odbywał się w środę popielcową: Lompa pisał:

Środą Popielcową jest pospolite święto kobiet na Górnym Szląsku albowiem wszystkie, które w tym roku za mąż nie poszły wykupować się muszą. Starsze zbierają kontrybucją i nawet przymus, co na pijatykę obrócone bywa”.

Informacje o babskich combrach w tłusty czwartek pojawiają się w pamiętnikach z XVII wieku. Ponoć w Krakowie – jak przytacza M. Ziółkowska:

„(…) otyłe baby straganne, podzielone na roty, schodziły się z różnych ulic na rynek krakowski i naprzeciw orła rozpoczynały wesoły taniec śpiewając pieśni combrowe”. W ówczesnych wspominkach wymieniona jest jakaś „Mądra Maryna”, która marszałkowała na pięciu combrowych obchodach i śpiewała dowcipne piosenki własnego autorstwa. Baby poprzebierane były złośliwie za wielkie panie a „czworoboczny rynek krakowski stawał się jednym kołem tańca w krąg Sukiennic, ratusza i kościółka św. Wojciecha”.

Co tańczono? Krakowiaka, obertasa, zawieruchę… Orkiestrze towarzyszyły sprośne przyśpiewki. Na historycznym Górnym Śląsku podczas zabaw kobiety tańczyły stare ludowe tańce głownie: mietlorza, trojaka, górala, żyda, polkę, krakowiaka i dziada, będącego tańcem-zabawą. Modne było również śpiewanie ludowych przyśpiewek.

Co jedzono? Maria Ziółkowska wylicza, że wśród zakąsek zimnych królowała szołdra (szynka) grubo krojona, obwiedziona tłuszczykiem, którą jedzono ją z chrzanem. Obok szołdry jedzono kiełbasy gotowane i „obeschłe, czujne”, to znaczy suszone, nacierane czosnkiem, i inne, gdyż „Kraków słynął i słynie na cały świat ze swojej kiełbasy”. Dalej ozory wędzone i pasztety, kiszki z ryżem, i wątrobianki, i salcesony, które pokrapiano bardzo ostrym piwnym octem o wymownym „przezwisku” kurczyflak. Z ryb, uważanych powszechnie za mniejsze smakołyki od wędlin, były karpie w zalewie (może w galarecie?), szczupaki smażone, czasem i wędzony łosoś, zwany galantem, też się trafił. Do tego był chleb żytni, „rżany” (od „reż”, „rża” – po starosłowiańsku żyto), zemły (bułki z bardzo miakłej mąki), obwarzanki. Na gorąco zaś dawały hojne gospodynie kapustę ze świninką i z grzybami, groch obficie omaszczony, kaszę z combrem baranim, pasamony (flaki) dobrze pieprzem i majeranem przyprawione. Z ciast oczywiście tradycyjne pączki. Ks. Kitowicz powiada ze znastwem:

„Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby go był podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga i pęcznieje jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska”.

Co pito? Piwo, miody, wino, a z gorzałek przeważnie „brata z siostrą” – wódkę czystą, zaprawioną sokiem wiśniowym, albo krambabułę – wódkę zaprawioną korzeniami.

Na historycznym Górnym Śląsku  comber był niezwykle huczną zabawą zamężnych kobiet, które umawiały się – pocztą pantoflową – w określonym miejscu i w określonym czasie. Czas i miejsce tej imprezy było tajemnicą pilnie strzeżoną przed mężczyznami. Na spotkania kobiety stawiały się cudacznie ubrane i wymalowane. Kobiety przebierały się w rozmaite stroje, zakładały maski, a potem stawały do konkursów na najdowcipniejsze i najzabawniejsze przebranie. Niekiedy zabierały ze sobą miotły, kosy, misy – jednym słowem wszystko, za pomocą czego mogły wzniecać hałas i co mogło przydać się w czasie zabawy.

W dawnej Polsce, babski comber kończył się włóczeniem słomianej kukły po Rynku i po przyległych ulicach, aż do całkowitego jej zdarcia. Pisarz Władysław Anczyc (1823-1883) pamięta ze swych lat dziecinnych, że w tłusty czwartek baby przywlokły na sznurze słomianą kukłę z przedmieścia Piasek aż na rynek przed Sukiennice i tu ją, zwaną Combrem, ulicznicy rozerwali na kawałki. Pisarz Łukasz Gołębiowski podał natomiast , że w tłusty czwartek w Krakowie:

 „(…) od świtu pospólstwo przy odgłosie hucznej muzyki, wśród pląsów i tanów, tudzież obficie wychylanych kieliszków, gromadami chodzi po ulicach. W tym dniu od jego napaści nikt wolnym nie był; pieszo idący obskoczeni, do wspólnej z niemi ciągnieni zabawy, jeśli się okupem nie wyzwolili, pomimo chęci do ich grona musieli należeć. Dworzan i kraju urzędników zatrzymywano w pojazdach, wysiadać musieli i datkiem wesołość ożywiać. Wtenczas ucałowani i uściskani wśród radosnych okrzyków oddalić się mogli”.

Choć combrowano już nie tak hulaszczo jak dawniej, zaborcze władze austriackie wydały w roku 1836 „surowy zakaz urządzania tych „karygodnych awantur, burzących spokój i ład w mieście”. Maria Ziółkowska zauważyła, że zakaz ów sprawił tylko tyle, że zwyczaj combrowania przeniósł się z Krakowa na okoliczne wsie, następnie dalej na południe a także do Polski środkowej i zachodniej, gdzie wystąpił w nieco innej formie. W Poznańskiem w tłusty czwartek młode dziewczyny urządzały comber (lub comper) kawalerom, fundując im w karczmie wódkę, przekąski i muzykę. W Radomskiem nie w tłusty czwartek, lecz w środę popielcową stare baby schodziły się wieczorem w karczmie na comber, stroiły kukłę ze słomy, mającą przedstawiać „mięsopust” i hulały z nią przy muzyce i frywolnych śpiewkach. A potem chodziły od domu do domu wymuszając od panien i młodych mężatek pieniężne datki. W takim wymiarze zwyczaj combrowania wygasł na początku XX wieku. Zwyczaj przetrwał w zmienionej formie, a obecnie przeżywa prawdziwy renesans.

Popularność zyskał w okresie międzywojennym, gdzie kobieca zabawa karnawałowa była jedyną szansą na rozrywkę dla wdów wojennych. W 1918 r. chętnie wystawiano sztukę pt. „Wiec kobiecy czyli babski comber w zapusty” napisaną przez Piotra Kołodzieja, a wydaną drukiem przez „Gazetę Opolską” Bronisława Koraszewskiego w Opolu. Na przedstawienia amatorskich trup teatralnych organizowane przez kołka oświatowe przychodziły tłumy, nawet w Opolu, co odnotowała ówczesna prasa.

Współczesne formy kobiecej zabawy karnawałowej nie nawiązują bezpośrednio do średniowiecznych początków. Wszystko podporządkowane jest beztroskiej zabawie. Dzisiaj, bardzo często babskie combry odbywają się przy okazji Dnia Kobiet i przybierają coraz bardziej masowy charakter. Dlatego tak ważne jest, aby chronić i kultywować te zabawy kobiece, które mają związek z tradycją kobiecych zabaw zapustnych. Dobrym krokiem w tej ochronie jest wpis zwyczaju na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Kolejnym, niejako wynikającym z zaproponowanego przez depozytariuszki  planu ochrony, jest powołanie do życia Towarzystwa Combrowego, którego zadaniem ma być sprawna komunikacja wewnętrzna i zewnętrzna, promocja, dokumentacja  przejawiająca się m.in. utworzeniem w przyszłości archiwum społecznego, a także nawiązanie współpracy z etnologami, który rzetelnie zbadają ten zwyczaj i stworzą kompleksowy plan ochrony tego wyjątkowego i żywotnego zwyczaju.

 

 

 

 

 

 

Literatura:

Gloger Z., Rok polski w życiu, tradycyi i pieśni, Warszawa 1900.

Gloger Z, Encyklopedia staropolska, t. I, Warszawa 1972.

„Oberschlesien im Bild” 1933 nr 9.

Ogrodowska B., Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.

Ogrodowska B., Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce. Mały słownik, Verbinum 2001.

Pośpiech J., Zwyczaje i obrzędy doroczne na Śląsku, Opole 1987.

Ziółkowka M., Szczodry Wieczór, Szczodry Dzień – obrzędy, zwyczaje, zabawy, Warszawa 1989.