Mieści się przy ul. Ormiańskiej 20. Nie bardzo wiadomo dlaczego, ale jest to miejsce pomijane przez niektórych polskich przewodników. Warto więc samemu zaplanować sobie wizytę w tym ciekawym lokalu utrzymanym w charakterze muzeum.
Muzeum-restauracja „Lampa naftowa”, nazwane jest tak ku czci jednego z największych wynalazków, jakim było wynalezienie w 1853 r. lampy naftowej przez Ignacego Łukasiewicza (1822-1882), Polaka o ormiańskich korzeniach. Bo trzeba pamiętać, że pierwszą na świecie lampę wywieszono 30 marca 1853 r. we Lwowie nad apteką Piotra Mikolascha „Pod Złotą Gwiazdą”, w której Łaksiewicz pracował na stanowisku prowizora i wraz z kolegą Janem Zehem (1817-1897), prowadzili badania nad destylacją ropy naftowej. Podobno Łukasiewicz podczas doświadczeń kilkakrotnie się poparzył… W pracach konstrukcyjnych nad lampą naftową pomagał mu lwowski blacharz Adam Bratkowski.
Do historii przeszła jednak data 31 lipca 1853 r., kiedy to lampy naftowe po raz pierwszy wykorzystano dla oświetlenie sal operacyjnych szpitala miejskiego zwanego „u Pijarów” przy ul. Łyczakowskiej we Lwowie co pozwoliło doktorowi Zaorskiemu przeprowadzić pierwszą operację po zmroku.
Pierwsza lampa naftowa skonstruowana przez Łukasiewicza była masywna i składała się z cylindrycznego blaszanego zbiornika na naftę, na który nałożona była metalowa rura z okienkami z miki i otworami zapewniającymi stały przepływ powietrza. Zanurzony w zbiorniku knot specjalnym otworem był wyprowadzany ponad zbiornik do metalowej rury z otworami, w której się palił. Lampy naftowe zaczęto powszechnie używać w latach 1860-1865.
I choć idea wykorzystania nafty do oświetlenia jest pomysłem Polaka – Ignacego Łukasiewicza, to polskich akcentów we Lwowie jest mało. W lokalu przy ul. Ormiańskiej 20 znajduje się duża kolekcja lamp i pamiątek związanych z destylacją ropy naftowej. Na ścianach wiszą stare gazety – w tym kilka w języku polskim. Przy wejściu czeka siedzący przy stole Jan Zeh. Obok jest wolne krzesło, można przysiąść i zapozować do pamiątkowego zdjęcia. Warto od razu spojrzeć w górę, bo z okna na drugim piętrze wygląda Ignacy Łukasiewicz (te postacie na pomnikach są często w publikacjach mylone). Wejście do restauracji ma kształt odwiertu szybu naftowego i stoi przy nim Latarnik. Napoje pije się z menzurek, a dostarczany przez kelnera rachunek – wybucha. Atmosferę lokalu uzupełniają eksplozje, zapach nafty oraz muzyka rockowa. W menu proponują firmowe napoje alkoholowe ze specyficznymi nazwami: hasiwka (w jej skład wchodzi wódka, sok brzozowy i anyż), naftiwka (koniak, kawa i sok granatowy) oraz benzyniwka (wódka, sok jabłkowy i cynamon). Koniecznie trzeba wejść na samą górę, gdzie z okien roztacza się ciekawy widok.
Polecamy: