Na początku zacznę od tego, że dość sceptycznie podchodzę do wszelkich wydawnictw odwołujących się do muzyki towarzyszącej rozmaitym powstaniom.
W moim odczuciu takie wydawnictwa zbyt często odzwierciedlają sposób postrzegania wydarzeń historycznych przez współczesnego człowieka. Są albo przeładowane kiczem albo zbyt patetyczne i stają się po prostu niestrawne i niezdatne do słuchania poza kontekstem rocznic, które mają upamiętniać.
Twórczość Pana Grzegorza Płonki znałam wcześniej z innych płyt. Każda z nich była stylistycznie zupełnie inna, więc byłam ciekawa, jaki efekt przyniesie ostatni album.
Wiem, że opracowywanie pieśni tradycyjnych nie jest sprawą łatwą, tak aby zachować ich charakter, jednocześnie dbając o atrakcyjność i przystępność przekazu.
Sama muzyka zaskoczyła mnie lekkością, jazzowym zacięciem i funkowym rozkołysaniem.
Nie sądziłam, że pieśni powstańcze mogą się mienić tyloma barwami interpretacji.
Trudno to wyrazić w słowie pisanym, ale gdy słucham płyty któryś raz, po prostu czuję, że jest zaśpiewana i zagrana prosto z serca i dla mnie brzmi autentycznie. Udało się zachować równowagę między doborem tekstów , wyrafinowaniem aranżacji i atrakcyjnością formy.
Dobrze, że do płyty jest dołączona książeczka z tekstami i objaśnieniem trudniejszych wyrazów.
Klaudia Ładziak
PS: Inna recenzja płyty jest u naszego patrona medialnego na ngopole.pl