Jedną z wielu tajemniczych pamiątek, z których słyną złotonośne Góry Opawskie, jest kamień zwany „wisielczym” lub „morderczym”, znajdujący się na terenie podgłuchołazkiej wsi Podlesie. Dawno już rozszyfrowano wyrytą na jego powierzchni inskrypcję (AEPS(W) – Andreas Episcopus Wratislaviensis, czyli „Andrzej biskup wrocławski”), oznaczającą biskupa Andrzeja Jerinę, z którego zapewne polecenia kamień oznaczono rytami w 1586 roku. Po co? Jak to przed laty zauważył Jerzy Chmiel z PTTK w Głuchołazach, kamień zapewne wyznaczał punkt graniczny bogatych złóż złotonośnych, będących własnością biskupów wrocławskich – książąt nyskich. O granicznym charakterze głazu może też świadczyć ukośny krzyż, który przez wieki był zrozumiałym dla wszystkich znakiem własnościowym.
A jednak jest to miejsce owiane mroczną aurą i mgłą tajemnicy. Do dziś krążą opowieści, że pod głazem chowano ciała samobójców i skazańców, skąd powstała nazwa „morderczy kamień”. Podobno miał się on znajdować u zbiegu granic Ondȓejovic, Głuchołazów i Zlatych Hor, dlatego chowano tu „dusze nieczyste”, aby nie zakłócały spokoju mieszkańców tych miejscowości. Najsławniejszą z owych „dusz” miał być pan z rodu von Wimmersbergów, pan zamku w Ondȓejovicach, który popełnił samobójstwo, a po śmierci straszył w rodowym zamku, a nawet na cmentarzu parafialnym.
Niezależni od tego, czy wierzymy w te niesamowite opowieści, czy też nie – westchnijmy za duszę pana na Ondȓejovicach… Nie zaszkodzi! Nie zapomnijmy przy okazji przejść się po głuchołazkiej starówce, jednego z tych wspaniałych śląskich miast, gdzie nad brukami unosi się atmosfera dawnych wieków.
dr Czesław Hadamik