Zwyczaj ludowy upamiętniający śmierć św. Jerzego (został ścięty 23 kwietnia 303 r. w pod murami miejskimi Nikomedii) praktykowany był jeszcze na początku XX w. przez ludność na Śląsku. Dziś już zupełnie zanikł. A szkoda, bo dziedzictwo niematerialne stanowi ważną część naszej tożsamości. Świadkami dawnej żywotności tego zwyczaju i kultu św. Jerzego są przydrożne kapliczki i figurki przedstawiające tego świętego. W 1787 r. na łamach wrocławskiego pisma „Schlesische Provinzialblätter” zamieszczono taką oto relację świadka kultu św. Jerzego w podgliwickiej Ostropie, gdzie znajduje się zabytkowy kościół pw. św. Jerzego:
„Gdyśmy się zbliżali do placu, gdzie miał się odbyć obrzęd, z wszystkich okolicznych wiosek nadjechali dzikim pędem i z głośnym krzykiem chłopi na koniach. Przed kościołem na placu stała na stole przykrytym białym obrusem drewniana statuetka świętego Jerzego, siedzącego na koniu i przebijającego lancą smoka. Obok stały dwa naczynia, jedno na pieniądze, a drugie na jajka. Składanie ofiar trwało od 4 godziny do 11 w południe. Jeźdźcy jeden po drugim zsiadali z koni, i trzymając za uzdę, klękali przed świętym, aby się pomodlić. Następnie w imieniu konia składali ofiarę – albo pieniądze, albo jaja. Potem oprowadzali zwierzę dookoła cmentarza i kościoła, a potem uwiązawszy je brali udział we Mszy św. Po zakończeniu uroczystości dosiadali koni i pędem odjeżdżali w stronę karczmy”.
Pruska administracja zabroniła tych praktyk, ale zwyczaj przetrwał do początków XX w. Szkoda, że jest już zapomniany, bo to był piękny zwyczaj kultywujący pamięć o wielkim świętym – jednym z Czternastu Świętych Wspomożycieli. Obecnie pamięć o św. Jerzym kultywują skauci i harcerze. Do dziś przetrwały natomiast przysłowia związane ze św. Jerzym: „św. Jerzy trawę burzy”, „Jak na Jurzigo rosa, nie każdej łaki chyci się kosa”, „Wiela dni przed Jurzim grzmi, w tela dni po Jurzim śnieg”.